wtorek, 8 kwietnia 2014

Reakcja reakcji!

Audycja z dn. 26 września 2011 roku.
"Jeśli zapominamy, że być wolnym to poszukać sobie pana, któremu powinniśmy służyć, wówczas wolność nie jest niczym innym jak tylko absolutną szansą, że rozkazywać nam będzie pan najbardziej nikczemny."

Ten cytat z Mikołaja Davili może posłużyć za główną myśl tematu, jaki dziś poruszymy, a mianowicie karłów reakcji. Chodzi oczywiście o powstały niedawno portal pod tą nazwą, ponieważ samych karłów raczej powinno się określić mianem niziołków intelektu.
By jeszcze bardziej przybliżyć sposób myślenia tego środowiska, kolejny cytacik jednego z członków tej grupy na portalu fejsbuk:

"Wolność, to nie jest, ze skoro ja chcę, to ja będę. Wolność, to ja chcę, ale nie będę, bo wybrałem zasady. Wybacz, ale mi jest lepiej, kiedy mogę żyć jako zaufany pomocnik króla, jeśli tak chce moja ojczyzna. Życie to poświęcenie się. "

Jest to nic innego, tylko wyznanie biernego kryptogeja, nie inaczej. Życie to poświęcenie się - czyli życie, to ochocze wypięcie zadka, by skorzystać zeń mógł namaszczony władca lub chociaż jego namiestnik. Bo wolność to niewola. Oto w co wierzy karzeł reakcji.

Ok, pośmialiśmy się, teraz przejdźmy do meritum.
Środowiska młodocianych tzw. prawicowców, czy też reakcjonistów, jakkolwiek się nazywają, czy to xportal, rebelya, karły reakcji, balanga itd., łączy przede wszystkim mniej lub bardziej ukrywana nienawiść i pogarda wobec kapitalizmu i ustroju opartego o dobrowolną współpracę. Gdy ludzie dobrowolnie współpracują, handlują, wymieniają się usługami, w tym usługami seksualnymi, za pieniądze - to reakcjoniście otwiera się w kieszeni scyzoryk. Gdy ludzie dobrowolnie niwelują granice, znoszą wzajemnie żywione niegdyś uprzedzenia w celu handlu i pokojowej współpracy, jaką daje kapitalizm - to reakcjoniście skacze gula. Gdy ludzie dobrowolnie i spontanicznie tworzą dzięki tej współpracy ponadnarodową, uniwersalną kulturę mieszczańskiego kapitalizmu i konsumpcjonizmu, polegającą m.in. na globalnym delektowaniu się popularnymi filmami, literaturą i muzyką, uprawianiu sportu, posiadaniu hobby  i ogólnie afirmacji życia, jaką daje tylko dobrobyt, będący skutkiem wolności handlu i pokojowej współpracy - reakcjonista dostaje białej gorączki i zaczyna wściekle zapluwać się, bredząc coś o potrzebie ukrócenia tego bezeceństwa i materialistycznej pustki.
W tym celu oczywiście pragnie wprowadzić dyktaturę. Oświeconą, reakcyjną, pobożną dyktaturę, gdzie władza rzecz jasna pochodzi od boga - ojca wszechrzeczy. Podstawą teleologiczną takiego porządku ma być , uwaga, WŁADZA RODZICIELSKA. No bo jest przecież oczywistą oczywistością, że absolutna władza rodzicielska jest naturalna, odwieczna, i każda inna władza musi być rozwinięciem władzy rodzicielskiej. Ideałem staje się patriarchalny autorytaryzm, nie inaczej. Czyli człowiek nie ma już prawa do własnego życia, ponieważ staje się wiecznym dzieckiem na łasce pana - ojca narodu, który , niczym surowy tato, dogląda potomstwa, troszczy się o nie, jak trzeba, przyleje pasem, spoliczkuje, a jak się zasłuży, to pochwali i pogłaszcze po główce. Na osobiste szczęście miejsca tu nie ma - trzeba zadowolić surowego tatę.
Taka wizja, mająca swe korzenie w urazach psychicznych wczesnego dzieciństwa, gdzie faktycznie surowy tato lał pasem i wchodził dziecku do wanny, oraz stosował inne tortury psychiczne i fizyczne, jest charakterystyczna dla tzw. prawicowej, religijnej reakcji, nienawidzącej człowieka jako osoby niezależnej, silnej i odpowiedzialnej. Uszkodzony mózg prawicowca, pozbawiony zdolności rozumienia ciągu przyczynowo-skutkowego, wobec tego nie jest w stanie dostrzec np. niuansów ekonomii, a więc procesów ludzkiego działania społecznego - więc nie dziwi w takim wypadku, iż prawicowiec non stop wyraża pragnienia zaprowadzania dyktatorskich porządków wg swojej urojonej wizji. Nie bierze pod uwagę problemu, iż 1. to nie on będzie dyktatorem i zaprowadzane porządki nie będą mu wcale na rękę 2. nie da się kontrolować procesów kolektywnych, a więc dekrety i życzenia dyktatora są skazane na porażkę i nie stworzą idealnego reakcyjnego społeczeństwa.
Z pierwszym punktem większość prawicowych impotentów radzi sobie w ten sposób, jak autor cytatu o życiu w roli zaufanego pomocnika króla. Czyli lepiej być już niewolnikiem dyktatora, niż wolnym człowiekiem skazanym na łaskę kapitalistycznego liberalnego motłochu. Typowy niewolniczy atawizm.
Z drugim punktem jest już gorzej. Doświadczenia historyczne porażek wszelkich przepisów prohibicyjnych, jak i ustrojów nakazowo-rozdzielczych są niezwykle sugestywne, i nawet najbardziej fanatyczny masturbator utopijnych wizji musi wziąść to pod uwagę. I tutaj wchodzi modna ostatnio doktryna ordo-liberalizmu. Rozumiany po prawicowemu, ordoliberalizm to po prostu taki niby gospodarczy leseferyzm, ale państwo kontroluje całe życie społeczne tak czy siak, niczym troskliwy ojciec - więc nic się w istocie nie zmienia. Proponuję na tę fasadę wolności używać bardziej swojskiej nazwy - ORMO-lyberalyzm. Po prostu, nad każdym konsumentem stoi w takim systemie ormo i kontroluje, czy przypadkiem nie przepulta on wypłaty na dziwki i koks. O tak! Nie wolno ćpać ani ciupciać, bo rodzina w wizji prawicowców ormo-lyberałów jest najważniejsza, a jak wiadomo, prostytucja niszczy rodzinę, nawet jeśli żona jest w łóżku oziębła i nie chce brać po same kule. Państwo to oczywiście sprawiedliwy choć surowy tato, i chce tylko dobrze. Więc nie wolno cieszyć się życiem, bo to egoistyczne i występne, trzeba troszczyć się o wspólnotę, o naszą wspólną wielką rodzinę, bo inaczej spadnie dzietność, i wymrzemy - a to będzie straszne, no straszne po prostu tak wymrzeć, zanim powróci na Ziemię Jezus Chrystus. Nie wierzysz w chrystusa? No to masz pecha stary - lepiej uwierz, bo inaczej nie damy pozwolenia na działalność gospodarczą i będziesz musiał zostać woźnym w kościele. Albo nawet tego ci zakażemy. Bo tak.
W ten sposób zakompleksione chłopczyki reakcyjne walczą z niegodziwościami liberalnego kapitalizmu którego nigdy nie było - ale co tam. Ich jednowymiarowa, niezwykle prymitywna wizja świata, motywowana nikczemnością graniczącą z szaleństwem, ograniczająca się do postrzegania człowieka jako narzędzia teologii politycznej, niczym nie różni się od marksistowskiej. Tym bardziej dziwi, iż knypy reakcji w swoim ignoranckim zacietrzewieniu twierdzą, że to my, humaniści, libertarianie, wąsko pojmujemy człowieka, rzekomo mechanistycznie. Nie, KAMIL, KURWA, NIE MY, bo żaden libertarianin inspirowany szkołą austriacką nie pojmuje człowieka jako homo economicus, którego można użyć jako narzędzia do zwiększenia zagregowanej dzietności narodu, tylko jako autonomiczną osobę, mającą swoje cele, pragnienia i przekonania, których nie zmieni się dekretem, ani widzimisię dyktatora, którego władzą knagę obrabiasz w myślach po nocach.
To wy, impotenci, prawicowe chłopaczkowe oszołomy, postrzegacie świat jednowymiarowo, z powodu młodego wieku, braku doświadczenia zawodowego a więc kontaktu z ludźmi, i braku oczytania w podstawowej literaturze z zakresu nauk społecznych, i chcecie tę jednowymiarową wizję narzucić całemu społeczeństwu, bo mierzi was inne zdanie, i inny przepis na szczęśliwość. I wy macie czelność nazywać nas aroganckimi, pełnymi pychy, bufonami? Żałosne.
My, w przeciwieństwie do faszystowskich wypierdków, którymi póki co jesteście, do czasu aż posmakujecie prawdziwego życia, nie snujemy totalitarnych wizji i przepisów na świat, a jedynie chcemy, by podludzie i pasożyty się od nas i naszych dążeń zwyczajnie odpierdoliły, przestały żerować na owocach naszej pracy, i stosować przymus i agresję, na którą obdarzyły się monopolem. Natomiast ktoś, kto twierdzi, że agresja jest czymś normalnym i stałym, bo świat wywiera agresję, chyba przespał ostatnie 20 lat swojego krótkiego życia, jak i przeoczył ostatnie 5000 lat rozwoju ludzkości. Czy Kamil, gdy idzie po bułki do sklepu, najpierw spuszcza wpierdol sklepikarzowi, zanim zażąda pieczywa? Zamiast zapłacić, wymierza mu ponownie kopa w brzuch i wychodząc, trzaska drzwiami, aż szyby lecą? Nie. Historia ludzkości, to historia dobrowolnej współpracy, wymiany, handlu, produkcji dla zysku i konsumpcji dla przyjemności. Wojny, rabunki, mordy - to drobne epizody, zaburzające tę pokojową historię, natomiast permanentna przemoc państwa przez większą jej część dotykała tylko najbliższe otoczenie samozwańczych władyków, podczas gdy cała reszta społeczeństwa żyła własnym życiem, mozolnie budując dobrobyt. I, pomimo ogromnej eksplozji państwowej przemocy w ciągu ostatnich 100 lat, nadal jednak nie zabijamy się nawzajem, ani nie rabujemy w celu ratowania własnych domowych budżetów, tylko opieramy nasze stosunki na dobrowolności. Więc gdy słyszę takiego Kamila, największego polskiego ormo-lyberała, że inicjacja agresji jest czymś stałym, i implicite, pożądanym i dobrym, byle stosował ją oświecony pobożny dyktator dbający o dzietność, to łapę się za głowę, a
MOJA NIENAWIŚĆ DO TYCH SKURWIAŁYCH STUDENCIKÓW-prawiczkowców ROŚNIE WYKŁADNICZO!!!

1 komentarz:

  1. Wojen nie można nazywać drobnymi epizodami. W spojrzeniu globalnym, analizując niektóre okresy, trudno może być odnaleźć moment, w którym nie trwała wojna.

    OdpowiedzUsuń