wtorek, 8 kwietnia 2014

Audycja z dn. 30 kwietnia 2011 roku.
Dzisiejsza audycja z pewnością przysporzy mi mnóstwo zwolenników. Od razu przestroga - fani Piłsudskiego i sanacji: WON STĄD!
Temat poruszy kwestię polityki realnej odnośnie relacji Polska-Niemcy w przeddzień wybuchu II WŚ.
Sprawa zasadniczo jest prosta. Wojnę wywołały polaczki i Brytole. Co prawda, winę bezpośrednią ponosi strona, która otwarła jako pierwsza ogień, czyli szkopskie kurwy - podobnie jak Wojnę Secesyjną wywołały Stany Skonfederowane ostrzeliwując Fort Sumter, a wojnę japońsko-amerykańską - Japonia bombardując Pearl Harbour, ale polityka realna wymusza analizę wszystkich okoliczności prowadzących do bezpośrednich działań zbrojnych.
Parę słów wstępu. W 1939 r. Polską rządziła kompletnie nieudolna junta pułkowników, cuchnący sanacyjny wrzód, zostawiony przez dziada Piłsudskiego, zachowujący się jak kogut po obcięciu głowy, spanikowany i kompletnie irracjonalny, do tego wszelkimi sposobami dążący do wypełnienia ostatniego życzenia Marszałka - PODPALIĆ ŚWIAT. W polityce realnej tego typu postawę nazywa się podżegactwem wojennym. Na całkowicie rozsądne propozycje Niemiec, dotyczące sporów terytorialnych: a więc odstąpienie W.M.Gdańska (miasta w 95% niemieckiego), i zgoda na zbudowanie eksterytorialnego ciągu komunikacyjnego do enklawy Prus Wschodnich, polska junta barbarzyńców odpowiedziała powszechną mobilizacją i zawarciem idiotycznego, niemożliwego do spełnienia paktu obronnego z Wlk. Brytanią. Premier Chamberlain wiedział, że Anglia nie pomoże polaczkom, ale brak elementarnej politycznej uczciwości sprawił, że dał polskim podżegaczom wojennym to, czego oczekiwali - gwarancji wypowiedzenia wojny Niemcom. W polityce realnej oznacza to już implicite wypowiedzenie wojny. I to właśnie zrobiła Polska w pierwszej połowie 1939 r. Żadne poważne, dyplomatyczne państwo w ten sposób się nie zachowuje, zwłaszcza, jeśli nie dysponuje żadną poważną siłą zbrojną. "Dzięki" Marszałkowi Piłsudskiemu, dziadydze mentalnie tkwiącemu jeszcze w I WŚ, Polska nie miała nowoczesnego lotnictwa ani broni pancernej, mimo iż młodzi wojskowi, jak Sikorski, już w latach 20stych zwracali uwagę na wielką wagę nowoczesnych technologii na polu bitwy. Zwłaszcza, że nasze rodzime konstrukcje lotnicze, pancerne i strzeleckie należały do czołówki światowej - brakowało tylko adekwatnej doktryny wojennej wśród tej skurwiałej junty niedojebanych wsioków. Nie muszę też dodawać, że dzięki rządom sanacji, gospodarka polska w latach 30stych była w ruinie, przygnieciona garbem socjalizmu i etatyzmu największego w Europie!
Co do Niemiec - czyż nie była to totalitarna tyrania gotująca się do wojny z całym światem? Czyż Hitler nie był nieprzewidywalnym maniakiem? Otóż żadne wydarzenia z lat 30stych na to nie wskazywały, dyplomacja niemiecka zachowywała się bardzo racjonalnie, natomiast słaba Polska, potrafiąca machać jedynie szabelką, zamiast skorzystać z bardzo przychylnych propozycji Niemiec, w tym wstąpienia do paktu antykominternowskiego, zaczęła zwyczajnie odpływać w rejony szaleństwa. Nieprzewidywalnym maniakiem nie był Hitler - był nim Beck, reszta junty, jak również potem rząd na uchodźstwie w Londynie. Ci ludzie odpowiadają za śmierć 6 mln Polaków i zniszczenie kraju, oraz za sowiecką okupację, nie mniej niż III Rzesza.
Co do chęci zdobycia całego świata przez Hitlera. Gdyby Hitler faktycznie gotował się do wojny z Francją, to nie budowałby przez lata 30ste ogromnym nakładem środków Linii Zygfryda, która miała zastosowanie czysto obronne. Skonfiskowałby całą francuską flotę po kapitulacji Paryża i na pewno nie pozwoliłby na kolaborancki rząd w Vichy. Gdyby gotował się do zdobycia Anglii, nie wysuwałby ciągłych propozycji pokojowych, nie oszczędziłby sił ekspedycyjnych pod Dunkierką, i zbudowałby armadę oraz lotnictwo strategiczne, mogące przeprowadzić zmasowany desant na wyspy - czego nie zrobił, bo nie miał w ogóle w planach żadnej wojny z Zachodem. Nie miał też planów podbicia Polski i stworzenia z Oświęcimia obozu zagłady - te plany powstały dopiero na konferencji w Wannsee w 1942 r. Niepodległa Polska miała być stowarzyszona w pakcie antykominternowskim, i być może asystować w inwazji na krwawe bolszewickie imperium, tak jak zrobiły to Rumunia, Finlandia i Bułgaria - ale w 1939 planów wojny z ZSRR nie było jeszcze, gdyż Niemcy nie graniczyły z bolszewią. Jak więc widać, wojny w 1939 r. w ogóle by nie było. Najprostsza do uniknięcia wojna w historii cywilizacji europejskiej. Kto spierdolił sprawę? Polaczki i zasrane Angole.
Wpajana wam do łbów w szkołach martyrologiczna wersja historii jest doprawdy żałosną próbą indoktrynacji. Przez taką wizję historii i pojmowane w ten fałszywy sposób myślenie nt. polityki historycznej mamy takich osobników, jak Jarosław Kaczyński - niebezpieczny szaleniec pokroju Piłsudskiego czy Becka, potrafiący jedynie potrząsać plastykową szabelką, z winy którego Polska postrzegana jest przez Niemcy i Rosję PONOWNIE jako terytorium do podziału. Barbarzyński podżegacz wojenny, ale nie realny polityk - to właśnie Jarosław Kaczyński. Tak, jak Becka i całą sanacyjną juntę oraz rząd na uchodźstwie należałoby postawić przed trybunał narodu i skazać na śmierć za zdradę racji stanu, to samo po syfie smoleńskim należałoby zrobić z kierownictwem PiSu, nawet mimo tego że nie rządzą. Będąc w opozycji, nie zwalnia z myślenia kategoriami polityki realnej.
Cóż z tym rządem na uchodźstwie w Londynie? Otóż była to taka sama banda szaleńców pozbawionych realnego myślenia, jak sanacja. Już pomijam takie kwiatki, że te skurwiałe polaczki kosztowały rząd brytyjski najwięcej ze wszystkich narodowych rządów na uchodźstwie, jakie skorzystały z łaskawości Brytyjskiego Imperium, chroniąc się w Londynie. Bizantyjski przepych polskiego rządu, jaki musiał utrzymywać brytyjski podatnik, nadal budzi obrzydzenie i jest tematem opowieści w brytyjskich domach, gdzie pamięta się takie rzeczy, a nie pamięta się Dywizjonu 303. Dodam, że poświęcenie polskich lotników w RAFie było niepotrzebne, gdyż Hitler podbić Anglii w ogóle nie zamierzał, i gdyby skorzystała ona z propozycji pokojowych, zamiast słuchać polskich podżegaczy wojennych i np. dokonując próby inwazji Norwegii, to Bitwy o Anglię w ogóle by nie było. Przypominam też, że Warszawa oficjalnie skapitulowała przed Niemcami, więc istnienie rządu na uchodźstwie, prowadzącego wojnę, to jakaś farsa.
Stosunek Anglików do Polaków w Londynie podczas wojny zaczął się wreszcie zmieniać na bardziej realny. Konferencje w Teheranie i Jałcie przypieczętowały nieuchronne. Premier Mikołajczyk, szaleniec taki, jak pozostałe polaczki, nie chciał i nie potrafił dogadać się z rządem tymczasowym w Lublinie, ani z dyplomacją sowiecką, łudząc się, że zachodnie mocarstwa wymuszą na Stalinie zupełnie inne warunki i kształt powojennej Polski. Rezultatem było kompletne oddanie Polski komunistom i Stalinowi. Cierpliwość Aliantów wobec polskich fanaberii wreszcie się skończyła.
Wiele mówiące są tu słowa Churchilla, które powiedział Mikołajczykowi po fiasku rozmów z Lublinem.
"Wy skurwiałe polaczki, kłócące się nieustannie między sobą. Sądziliście, że wycieńczone wojną kraje zachodnie zburzą wyczekiwany pokój i rzucą się do kolejnej wojny z potężnym przeciwnikiem, walcząc za wasze interesy? W swoim ślepym uporze nie widzicie, co jest na szali. Niemożliwa jest przyjaźń między nami. Ogłosimy światu, jak nieodpowiedzialnym ścierwem jesteście - jak chcieliście rozpętać kolejną wojnę, mogącą pochłonąć 25 mln ofiar, i nie obchodziłoby to was w ogóle."
To jest doskonałe podsumowanie szaleńczego, oderwanego od rzeczywistości politycznej, myślenia polaczków wychowanych na Mickiewiczu i Słowackim - dwóch mesjaszach samobójstwa narodowego, których żaden poważny patriota nie szanuje, a ich wypocinami pali w piecu. Ślepy upór, agresja, podżegactwo wojenne, brak realizmu politycznego - wypisz-wymaluj charakter narodowy szlachty sarmackiej, która rozpierdoliła mi kraj, a Sienkiewicz - kolejny idol ze szkolnej ławy, sławił te ścierwa w swych eposach.

Zapamiętajcie moje słowa dobrze. To nie jest kurwa zabawa. Wybitny polski filozof kultury, Jan Stachniuk, w swych książkach analizujących przyczyny upadku dziejowego Polski, ukuł określenie "recydywa saska" na to, co się działo w okresie międzywojennym. Analogia do czasów saskich, czasów rozwydrzenia, szaleństwa politycznego, kompletnej niemocy sprawczej tzw. elit, zaprzaństwa jak i zwykłej zdrady - jest oczywista. I dziś mamy drugą recydywę saską, z tym, że rozbiór Polski dokonuje się po cichu, a jedynym głosem wołającym na puszczy ludzkiej ignorancji jest JANUSZ KORWIN-MIKKE.

Ah, postscriptum. Nie żal mi żadnego polskiego socjalisty, członka sanacji, polaczka wymachującego szabelką, którzy zginęli w Katyniu czy spłonęli w piecach Auschwitz. Krzyżyk na drogę - podpaliliście świat, kurwy, to teraz płońcie wraz z nim!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz