wtorek, 8 kwietnia 2014

Prof. Marian Noga [5 minut nienawiści]

Audycja z dn. 30 sierpnia 2011 roku.
Przeglądając dzisiaj portal money.pl, doznałem naprawdę solidnego szoku, trafiając na rozmowę z niejakim profesurem Marianem Nogą, niby ekonomistą, który otwarcie stwierdził, że dochody z lokat bankowych, jako "takie same dochody jak każde inne", powinny być nadal zbójecko opodatkowane, bo to nas przybliża do światowego standardu. I jeszcze miał czelność nazwać to gospodarką rynkową.
JA PIERDOLĘ!!!
Arogancja tego typu osób jest zadziwiająca. Nie dość, że płacimy jedne z najwyższych podatków w Europie (liczone w kwotach oddawanych państwu od naszych dochodów z pracy), to jeszcze ten już raz opodatkowany dochód krwiożercze pijawki opodatkowują po tym, gdy od ust sobie odejmując, powstrzymaliśmy się od konsumpcji i postanowiliśmy odłożyć na lokacie. Podwójny rabunek, to jedno.
Ale przede wszystkim, atak na oszczędzanie. Jest to znacznie poważniejszy problem.
Kurwa intelektualna, jaką bez wątpienia jest Marian Noga, nie mający najmniejszego pojęcia o tym, skąd bierze się bogactwo i rozwój gospodarczy (nie używam sformułowania "wzrost", bo gospodarka to nie roślina), nie jest w stanie zrozumieć, iż to oszczędności każdego z nas, skromne lokaty, są napędem całej gospodarki, bo to z tej naszej odroczonej konsumpcji w czasie wynagradzani są pracownicy zatrudnieni przy długoletnich inwestycjach podnoszących nasze standardy życiowe. Kara za oszczędzanie, jaką jest podatek od odsetek, oczywiście zmniejsza podaż oszczędności, a więc wolne zasoby w gospodarce, mogące iść na wynagrodzenie twórców nowych zaawansowanych metod produkcji. Realna gospodarka z tego powodu rozwija się znacznie wolniej, niż mogłaby przy braku podatku od odsetek - czy podatku dochodowego od wynagrodzeń z pracy, z drugiej strony. Kurewka Marian Noga nie rozumie za grosz, że podatek dochodowy to nie jest "światowy standard" ani część "gospodarki rynkowej", tylko wynaturzenie i gigantyczna niesprawiedliwość, której przeciwny jest każdy poważny ekonomista.
Odkąd istnieją banki centralne, ustalające arbitralnie stopy procentowe przez manipulowanie podażą pieniądza, rozumienie ciągu przyczynowo-skutkowego odnośnie oszczędności i inwestycji zostało bardzo zamazane. Ekonomiści, którzy nigdy nie czytali Misesa i Hayeka, w ogóle nie rozumieją, że obniżanie stóp procentowych przez bank centralny i następująca wówczas ekspansja kredytowa nie są finansowane z większego wolumenu oszczędności społeczeństwa - tylko pustym pieniądzem bez pokrycia. Bez pokrycia w dobrach konsumpcyjnych, które zamiast odjąć sobie od ust - skonsumowaliśmy, bo wcale nie zamierzaliśmy oszczędzać przy tak niskich stopach i jeszcze podatku od odsetek. Wówczas pracownicy przy inwestycjach długoterminowych nie mogą być wynagrodzeni na tym samym poziomie, ponieważ ceny dóbr konsumpcyjnych, które zarówno oni jak i my konsumujemy, siłą rzeczy rosną. Nieuchronna inflacja cenowa, wywołana inflacją pustego pieniądza. I jest to oczywisty, doskonale opisany przez Szkołę Austriacką proces - którego nie rozumieją tzw. profesorowie ekonomii, a nawet nobliści, jak Paul Krugman, którzy gardłują za tym, by stopy procentowe były niemalże równe 0.
Kto wtedy będzie oszczędzał?
Pomieszanie pojęć i kompletny upadek zrozumienia zdroworozsądkowej ekonomii wynika z przyzwolenia na ingerencję państwa w gospodarkę. Odkąd państwo bawi się w tzw. inwestycje, to sektor prywatny w wyniku zjawiska crowding-out, przestaje inwestować, jak dawniej w konwencjonalne metody produkcji, i kapitał odpływa w kierunku spekulacji. Tani kredyt w pustym papierowym pieniądzu tylko dostarcza więcej paliwa, by napędzić kolejną bańkę spekulacyjną, podczas gdy społeczeństwo nie oszczędza, gdyż mu się to zwyczajnie nie opłaca; nie pracuje, tylko występuje po zasiłki i dotacje z Unii; od państwa oczekuje się, że ma prowadzić gospodarkę w odpowiednim kierunku i inwestować, ale przecież państwo nie ma własnych pieniędzy, tylko te, które zedrze siłą w podatkach; te, które bezprawnie pożyczy, zadłużając przyszłe pokolenia; i te, które stworzy z powietrza w banku centralnym. W dodatku, inwestować może tylko prywatny inwestor, a prowadzić gospodarkę w odpowiednim kierunku tylko prywatny przedsiębiorca, reagujący na życzenia konsumentów. Państwowy urzędnik nie jest w stanie zrobić ani tego, ani tego. Tzw. państwowe inwestycje, to czysta fikcja z punktu widzenia konsumenta - i wielki ciężar dla podatnika.
Szkoda, że Marian Noga o tym nawet nie wspomniał - ale należy przyjąć, że jako apologeta kurew i złodziei, nie ma pojęcia, jakie są przyczyny rozwoju gospodarczego, a jakie - upadku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz