wtorek, 8 kwietnia 2014

Napieralski, płaca minimalna, anarchokapitalizm

Audycja z 23 lutego 2011 roku.
Ostatnio z wielką pompą ogłoszono w służalczych mediach, że drugą osobą po prezydencie, cieszącą się największym społecznym zaufaniem, jest Grzegorz Napieralski, zwany Napierniczakiem.
Jest to dość kuriozalne, gdyż wystarczy spojrzeć na ten zakłamany, kretyńsko uśmiechający się ryj, by dojść do wniosku, że mamy do czynienia z osobą albo nie do końca pełnosprytną, lub zwyczajnym oszustem. Czy oznaczałoby to, że 51% Polaków to również oszuści albo zawistne sukinsyny, czyhające na pieniądze sąsiadów? Na to wychodzi. Przypominam, że Napieralski wzoruje się na niejakim Jose Zapatero, drobnym zbrodniarzu, który premierując Hiszpanii, doprowadził ją na skraj bankructwa. Również większy zbrodniarz, jakich pełno na lewicy, Hugo Chavez, znajduje się wśród ulubieńców Napierniczaka. Nad kim jeszcze pałuje się ten przygłup? Nad Fidelem Castro? Salvatore Allende? A nie, ten ostatni ma to do siebie, że nie żyje, gdyż strzelił sobie w łeb. Czego też życzę Grzesiowi. Wypierdalaj i giń.

Jedna rzecz, jaka mi się przypomniała z ubiegłorocznej kampanii Napieralskiego na prezydenta, to jego populistyczny postulat, iż jak zostanie prezydentem, to podniesie płacę minimalną! Triumfalnie uczyni każdego pracownika bogatszym, bo podniesie jego zarobki do 1700 zł z groszami. Ja się pytam - czemu nie do 2000? Albo 3000? Grzesiek, kurwa, daj 5000 i będzie życie jak w Madrycie! Ale nie to mnie zdziwiło, bo tego typu postulaty pojawiają się od czasu do czasu, tylko z jakim entuzjazmem powitali ten element programu Napierniczaka młodzi wykształceni. Być może był to nawet główny powód, dla którego te ścierwa ludzkie oddały na niego głos. Otóż mam dla was złą wiadomość. Gdyby zwiększono płacę minimalną do 1700 zł, to żaden z was nie miałby szans na znalezienie stałej pracy, gdyż pracodawcy nie byłoby stać na wasze gówniane usługi przy takiej cenie - zwłaszcza, że 1700 płacy brutto kosztuje pracodawcę i tak ponad 2000, więc wartość pracy pracownika musi być wyższa, niż suma kosztów, jakie ponosi pracodawca, by chociaż przez chwilę rozważał możliwość zatrzymania pracownika bądź zatrudnienia nowego.
Innymi słowy, zagłosowalibyście, bando debili, na swoje własne bezrobocie. Jest to niesamowite, że młodzi ludzie na studiach, bądź po studiach wierzą w magię podnoszenia płacy minimalnej, i to tylko dlatego, że chciałby to zrobić wyluzowany Grzesio.
Jak można być tak tępym? Cała ta chucpa, jaką jest ustawowa płaca minimalna, to wytrych związków zawodowych, które w ten sposób sztucznie izolują od rynku pracy konkurencję ze strony młodych pracowników, tym samym zapewniając de facto monopol uzwiązkowionym, starym pracownikom, zwłaszcza w sektorze publicznym. Kiedyś to nazywało się SYSTEM KASTOWY.
Dziękuję, dobranoc. Rozjechać czołgiem.



Poprzednia audycja ["Korwin a anarchizm"], gdzie podniosłem wątek anarchicznego ładu, jako jedynego moralnego ustroju, wywołała parę komentarzy. Otóż dyskusja nad tym, dlaczego anarchokapitalizm jest lepszy od minarchizmu, mogłaby trwać w nieskończoność, gdyż przyparci do muru zwolennicy państwa bez wytchnienia konstruowaliby coraz głupsze scenariusze katastroficzne, mające wykazać niemożliwość anarchii, ciskając je w nadziei, że wzmocnią w ten sposób wagę swoich nielogicznych argumentów za państwem. Otóż głównym argumentem za anarchią jest argument z etyki - państwo w każdej postaci jest wrogiem wolności, gdyż opiera się na przymusowym opodatkowaniu i monopolu na przemoc, tym samym permanentnie dokonując agresji przeciwko własności prywatnej, którą miałoby chronić. Utopiści z obozu państwa-minimum ślepo wierzą, że tamę tej agresji jest w stanie dać wolnościowa konstytucja - ale rzadko podważają niemoralność przymusu opodatkowania, zasłaniając się mętnym argumentem o potrzebie istnienia 'dobra wspólnego'. Jedynie osoby rozumiejące, czym jest aksjomat nieagresji, któremu MUSI podlegać każdy podmiot, w tym państwo, by pozostać moralnym, widzą, że nie da się obronić przymusu opodatkowania.
Stąd jest już krótka droga do anarchizmu, i taką drogę przeszli autorzy doskonałej książki "Rynek i wolność", Lindy i Morrisa Tannehillów, którą polecam każdemu, do kogo jeszcze ta argumentacja nie trafia. Książka dostępna w Wydawnictwie Fijorr Publishing. Drugą pozycją, gdzie bardzo ciekawie zilustrowane jest funkcjonowanie bezpaństwowego społeczeństwa, jest "O nową wolność. Manifest libertariański" Murraya Rothbarda, lektura obowiązkowa. Trzecią, którą koniecznie polecam, jest "Practical Anarchy" Stefana Molyneux. Na dziś to tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz