wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozum kontra zabobon, czyli rodzimowiercy cz. II

Audycja z dn. 7 lipca 2011 roku.
Rodzimowierców słowiańskich strasznie poruszyła moja audycja, traktująca o neopogaństwie i jego filozoficznej daremności. Otóż tak się coponiektórzy z nich zapieklili, iż padały nawet stwierdzenia, jakobym "obrażał całe rodziny", jakobym był największym w kraju wrogiem neopogan, typowym dzikim wolnorynkowcem wolącym podeptać jakiekolwiek wartości dla idei zysku za wszelką cenę, no i oczywiście jakoby moje argumenty były pozbawione merytoryki.
Ten ostatni zarzut, to oczywiście wyraz totalnej słabości intelektualnej tego środowiska, ponieważ to, co ja przedstawiłem, to po prostu stanowisko naukowców, natomiast rodzimowiercy poczuli się urażeni, gdyż podświadomie wiedzą, iż poza ślepą wiarą w mity i dogmaty nie mają praktycznie nic, jeśli chodzi o jakąkolwiek racjonalną teologię rodzimowierczą, więc jak jeden mąż histerycznie atakują tego, kto im to wypomniał - jak zwykli katole ze wsi, których mentalność niestety to środowisko przejawia. Zresztą faktyczna teoria na ten temat jest taka, iż chrzest Polski w mentalności ludu wiejskiego nie zmienił za wiele - nadal zabobon goni zabobon, zmieniło się tylko imię boginii wegetacji z Mokoszy czy Dziewanny na Maryję Matkę Boską Zielną, a reszta pozostała taka sama. Jako, że współczesne rodzimowierstwo nie dostrzega ewidentnego błędu, którym jest rekonstruowanie tejże religii na gruncie religijności ludowej, wiejskiej - a więc zupełnie nie przystającej do realiów życia w XXI-wiecznym mieście, i nie mającej również za wiele wspólnego z faktyczną rodzimą wiarą klasy rządzącej tymi ziemiami przed 1000 lat - mamy do czynienia z wyjątkowym teatrem absurdu i groteski, czyli rzeczonym składaniem chleba w lesie przez mieszczuchów odzianych w worki po ziemniakach, i wyobrażających sobie, że są prawdziwymi spadkobiercami słowiańskiej religii. No groteska.
I oni się o to obrażają, jak płaczliwe panienki, zamiast spojrzeć na siebie z większym dystansem. Sam lubię czasem pobiegać odziany w powietrze i wytarzać się porządnie w ściółce, śpiewając Pieśń Żerców, ale nie obrażam się, gdy ktoś powie mi, że jestem popierdolony.
A przecież w mej rzeczowej krytyce rodzimowierstwa nie użyłem nawet tak mocnych słów. O co więc raban?
Wszystko tkwi w psychologii, a raczej psychozie zbiorowego opętania przez dogmat - co jest typowe dla sekt. Wyłącza to rozum, a więc aktywność płatów czołowych, a zaczyna wariować ciało migdałowate, ośrodek 'myślenia magicznego' i agresji. Kelthuz jest zły i jest wrogiem, i nie wolno mu nas krytykować, bo nas to obraża. Ostatni raz to słyszałem od bandy katoli, które wpadły w histerię, gdy przekazałem im fakt, że Jezus nigdy nie istniał. A, co ciekawe, co bardziej oderwani od rzeczywistości sekciarze, pardon, rodzimowiercy, zarzucają mnie ślepy fanatyzm. Zastanawiam się, co mają na myśli. Jeśli dążenie do prawdy bez względu na emocje i ilość obrażonych przez fakty ludzi jest właśnie tym fanatyzmem - to tak, jestem kurewskim fanatykiem prawdy, żelaznej logiki, faktów, dowodów empirycznych, i poprawnego wnioskowania z nich. Do tego bezwzględnym wrogiem zabobonów, dogmatów i bezrozumnego bełkotu, który troglodyci intelektualni przemycają pod nazwą "wiary".
Ten swoisty "zakaz" krytykowania ich, bo niby to ich "obraża", to przecież częsta śpiewka w tym postmodernistycznym świecie przymusowego egalitaryzmu, który pragnie ocenzurować każdą krytyczną opinię, opartą na logicznych argumentach, ponieważ wg postmodernistycznych egalitarystów, ergo lewaków intelektu, każda opinia jest równej innej, jako iż prawdy nie ma. Na szczęście ludzie rozumni nie wierzą ani w równość ludzi, ani w równość poglądów, ani tym bardziej opinii - ponieważ prawda istnieje, a kłamstwo nią nie jest. Lewactwo tego nie może zaakceptować, więc reaguje zawsze histerycznie i agresywnie, gdy dogmat równości jest podważany. I to ma miejsce również w tym przypadku.
Coś jeszcze?
Niektórzy nieco skąpiej obdarzeni przez naturę inteligencją często pytają, dlaczego w mojej muzyce poruszam tematykę słowiańską, rodzimowierczą również, a potem "wygaduję takie złe rzeczy". Aj waj, gewalt! Tematyka rodzima, wyposażona w epicką formę i rozmach, dostarcza wrażeń estetycznych i, można tak to ująć, duchowych - ponieważ jest pełna siły, mocy, autentycznego przesłania bohaterskiego i surowej, nieskalanej miałkością, postawy człowieka wobec świata. I to jest właśnie neopogaństwo w sztuce, to, o czym pisali Stachniuk, Wacyk, Rand, i co wykonywał Szukalski. CZYNEM SIĘ ZNACZY DŁOŃ MĘŻA!

Składanie chleba w lesie i płaczliwa lewacka walka o prawa pogan, to przecież wspakultura i żenada po całości!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz